***
Biegliśmy ciemnymi korytarzami, które już zupełnie opustoszały. Każda dusza, zamieszkująca ten budynek, została schwytana w nocne sidła. Byliśmy sami tu, w środku, lecz nie wiedzieliśmy, jakie dramaty rozgrywały się na zewnątrz. Otwieraliśmy kolejne drzwi, w nadzieji, że znajdziemy siebie...
- Gdzieś ty się podziewała?! Myślałem, że o mnie zapomnieliście...
- Zaraz ci wszystko dokładnie opowiem, ale najpierw może opóśćmy ten budynek. Pamiętaj, że nadal nie jesteśmy bezpieczni - odparła Jill, zbiegając po stromych, żeliwnych stopniach. Nagle gwałtownie się zatrzymała, a podążający tuż za nią Jake ledwo zdążył wyhamować.
- Alarmy- powiedziała. Dopiero po chwili chłopak dostrzegł niebieską, migającą czujkę.
- I co teraz? - zapytał konspiracyjnych szeptem.
- Wyjdziemy oknem- odpowiedziała równie cicho dziewczyna, po czym energicznie podeszła do starej, drewnianej okiennicy. Próbowała ją otworzyć, niestety, bezskutecznie.
- Może ja to zrobię- zaproponował Jake, od razu przystępując do działania. Tym razem poszło już gładko. Po zimnym murze zaczęły się zsuwać dwie czarne postacie, niemal niewidoczne dla niewprawnego obserwatora. Nagle obie się zatrzymały. Gdzieś w dole zamigotało oślepiające światło latarkę. Jill bezgłośnie dała znak, by schować się za wyszukane zdobienie, wystarczająco duże, żeby ich ukryć.
- Szukają cię- szepnęła najciszej, jak tylko mogła. Jake smutnie kiwnął głową. Miał tych ludzi na karku już od dwóch lat. Zaczęło się to dokładnie miesiąc przed jego wstąpieniem do TSC ( The Secret Copers) w Nowym Yorku i trwało aż do dziś.
" Dlaczego jeszcze się im nie znudziła ta zabawa w kotka i myszkę? " - pomyślał z goryczą. Jego serce dręczyły wyrzuty sumienia, ponieważ biedna Jill tkwiła tu razem z nim, kurczowo zaciskając palce na jakimś wypukłym elemencie ornamentu, ryzykując życie, by pomóc mu przetrwać. Pomimo chłodu i niepokojących go myśli, nie poruszył się nawet o milimetr. Oboje w napięciu obserwowali kręcących się pod nimi strażników. Na szczęście ktoś dał im sygnał przez krótkofalówkę, po czym szybko się oddalili. Już po chwili ani Jake, ani Jill nie mogli ich zobaczyć.
Dziewczyna rozluźniły napięte do tej pory mięśnie i delikatnie niczym kot zeskoczyłbym z budynku. Gdy tylko jej stopy dotknęły gruntu, puściła się biegiem przez ozdobiony rosą trawnik, co chwilę sprawdzając, czy Jake idzie za nią. Przed jej oczyma rozpościerał się malowniczy widok wschodzącego słońca. W innych okolicznościach pewnie cieszyłaby się jego pięknem, lecz teraz myślała tylko o tym, by wskoczyć do zaparkowanego kilkanaście metrów dalej błękitnego vana i bezpiecznie dotrzeć do domu. Jej ciało pokrywało się kropelkami potu, po raz pierwszy tej nocy odczuła zmęczenie.
" Nie, błagam, tylko nie teraz! "- skrzyczała siebie w duchu. Niedaleko usłyszała warkot wysłużonego silnika i wyciągnęła rękę w stronę klamki, która szybko ustąpiła. Dziewczyna wśliznęła się do samochodu, usiadła na skórzanym fotelu i zapięła pasy. Na tylnym siedzeniu to samo zrobił Jake. Miejsce kierowcy zajmował zielonooki chłopak, o klasycznych rysach i ciemnych włosach średniej długości. Docisnął pedał gazu i pojazd z piskiem przeskoczył przez bramę wyjazdową. Byli uratowani.
***
- Dobra, a teraz wytłumaczenie mi, co was tak zatrzymało na tak długo?
- Dostaliśmy nowe zadanie. George wysyła nas aż do Londynu! Zresztą wszystkie akta masz na siedzeniu obok- odparł kierowca, znany szerzej jako Roy.
- Obejrzę je sobie, gdy dojedziemy do domu...
- Tylko nie przeglądaj ich w toalecie, są bardzo delikatne- rzekła Jill, uśmiechając się złośliwie. Jake zbył jej uwagę nieprzeniknionym milczeniem.
- Macie coś jeszcze?- spytał po chwili.
- Tak, dostaliśmy nową broń. Mam nadzieję, że to nieoznacza, że będziemy musieli walczyć... - odparła dziewczyna, czując, że adrenalina, szalejąca w jej żyłach przez całą noc zaczyna spadać. Będąc coraz bardziej znużona, oparła głowę o szybę i po chwili zasnęł. Był to najbardziej zasłużony odpoczynek w jej życiu.
- A ty czego się dowiedziałeś?- spytał Roy, starając się nie obudzić koleżanki.
- Szukają planów miasta z 1754 roku. Z jakiś powodów myśleli,że to my je mamy- powiedział Jake. Roy zmarszczył czoło, próbując powiązać znane im fakty.
- To może oznaczać, że wiedzą dużo więcej niż my. Trzeba przekazać raport George'owi- mruknął.
- I pewnie, jak zwykle, to ja będę musiał się tym zając?- spytał drwiąco i nie czekając na odpowiedź, włożył do uszu znalezione w samochodzie słuchawki i włączył ulubioną muzykę (http://m.youtube.com/watch?v=pHSK2bSVaQA). Roy został sam ze swoimi przemyśleniami. Resztę podróży spędzili w ciszy, przerywanej tylko miarowym oddechem Jill.
Po upływie następnej godziny wjechali na parking przeć XX-wieczną, obskurną kamiennicą. Cała trójka wysiadła z pojazdu i udała się kamiennymi schodami na pierwsze piętro. Jake zaczął buszować w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy, gdy nagle drzwi same się otworzyły. Stał w nich nie kto inny, jak Terry, dziewczyna szpiega.
- Co ta szmata tu robi?!- spytała Jill nieszczęśliwym głosem.
- Też się cieszę, że cię widzę, ropucho- odgryzła się Terry i pognała w głąb mieszkania.
- Błagam cię, Jake, czy ona musi tu przychodzić?
- Uspokój się, to nie tylko twój dom. Musisz zacząć ją tolerować- powiedział, po czym poszedł do salonu za swoją ukochaną.
- Nic nie muszę- mruknęła z wściekłością Jill, wzruszyłem ramionami i również pobiegła za Terry. Naraz się zatrzymała. Z osłupieniem przypatrywała się swojemu mieszkaniu. Na pogryzionym przez korniki, dębowym stole stał ciepły posiłek, a środek był przyozdobiony kwiatami...W jednej chwili cała jej złość minęła.
- Przepraszam cię, Jill, ale chcielibyśmy zjeść romantyczne śniadanie, tylko we dwoje, więc...- z zamyślenia wyrwał ją przesłodzony głos dziewczyny Jake'a. Zdenerwowana jeszcze bardziej, wybiegła z domu w nikomu nieznanym kierunku.
- Jesteś z siebie dumna?- spytał chłopak, któremu zrobił się szkoda małej agentki.
- Oh, Jake, skarbie, nie przejmuj się nią. Wróci, mogę ci to obiecać. Teraz lepiej zajmij się mną- wymruczała Terry, zbliżając się do chłopaka. Ten chwycił ją w swoje silne ramiona i namiętnie pocałował.
" Tak, zapowiada się całkiem ciekawy dzień. "- pomyślał- " I humory Jill mi tego nie zepsują. "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz